poniedziałek, 25 stycznia 2016

R2 "Wiesz jak to się ostatnio skończyło"

*Laura*

- Nessa, jestem! - krzyknęłam, rzucając klucze do miski w kuchni. - Nessa!
Zaczęłam chodzić po domu i szukać mojej Van. Ale nie było jej ani u siebie, ani u mnie.
Westchnęłam, opadając na łóżko. Gdzie ta Van mogła się podziewać? Byłyśmy w nowym mieście, od jakichś paru dni, a ona nie miała tu znajomych, więc gdzie mogła być?
Przewróciłam się na brzuch i wyciągnęłam spod łóżka srebrnego laptopa.
Otworzyłam go i wstukałam hasło.
Po wejściu do Internetu, wyskoczyło mi parę zaproszeń do znajomych, od osób z nowej klasy.
Większość z nich była w porządku. 5 chłopaków i 7 dziewczyn nie tworzyło wielkiej klasy, ale było dobrze.
Szybko zaakceptowałam wszystkie zaproszenia i zamknęłam komputer.
Moim jedynym planem na nowy rok szkolny było wtapianie się w tło. Nie było sensu się wybijać, skoro miał to być tylko rok.
Nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki, którą położyłam na krześle i odebrałam.
- Halo?
- Hej, Laura. Jak tam pierwszy dzień w szkole? - odezwał się po drugiej stronie jej ciepły, opiekuńczy głos.
- Cześć, mamo. Było dobrze. - odparłam powoli.
- Tak? Jesteś zadowolona?
- Jeszcze nie wiem. To był tylko jeden dzień.
- Jasne, skarbie, rozumiem. Dałabyś mi Nessę? Chciałabym z nią o czymś porozmawiać.
- Niestety, ale Vanessy nie ma.- odparłam.
- Jak to: nie ma? Przecież miała....
- Miała mnie pilnować. Tak wiem. Ale wyszła, a mnie się nic nie dzieje. - powiedziałam, przewracając oczami.
- No dobrze, dobrze... - mówiła spokojnie, lecz wiedziałam, że się denerwowała. - Zadzwonię jutro, dobrze córeńko?
- Jasne, nie ma sprawy. Kocham cię, pa.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na poduszkę. Nienawidziłam, kiedy matka tak reagowała. Tak, Van miała się mną zajmować, żebym znowu nie zrobiła czegoś głupiego. Ale bez przesady, nie potrzebuję nadzoru przez 24 godziny na dobę.

*Vanessa*

Zaśmiałam się, popijając kawę.
Riker był naprawdę zabawny, więc nawet nie zauważyłam, kiedy minęły dwie godziny.
- Już 12? - spytałam z niedowierzaniem, patrząc na telefon.
Miałam 2 nieodebrane połączenia od Laury i aż 5 od mamy.
Połknęłam głośno ślinę.
- Mogę cię na chwilę przeprosić? - spytałam.
- Jasne, doleję kawy. - odparł miło chłopak, biorąc nasze kubki ze stołu i idąc do kuchni.
Szybko zadzwoniłam do matki.
- Hej, co się stało?
- Dzwoniłam do Laury, jest sama w domu. Obiecałaś jej pilnować! - krzyknęła.
- Mamo, spokojnie. Lau jest jakieś pięć domów dalej, nic jej nie będzie.
- Chryste, Vanessa. Wiesz, jak to się ostatnio skończyło!
- Dobrze, mamo. Już wracam do domu, zajmę się nią. Pa. - wyłączyłam telefon i przeczesałam włosy.
- Riker. - poszłam do kuchni za chłopakiem. - Muszę już lecieć.
- Jasne, rozumiem, nic się nie dzieje. - odparł. - Szkoda tylko, że nie poznałaś mojej siostry, pewnie byście się polubiły.
- To spotkajmy się kiedyś wszyscy. - zaproponowałam.
- Świetny pomysł, daj mi swój numer, to się umówimy.
Uśmiechnęłam się. Podobał mi się pomysł spędzenia z nim więcej czasu.

*Ross*

Chodziliśmy z Louisem i Mią po mieście, bez celu.
Razem z chłopakiem powinniśmy być aktualnie na rozpoczęciu roku, ale jakoś nas nie ciągnęło.
Mia rzuciła szkołę, w dziewiątej klasie, więc ona nie miała tego problemu.
Ale co złego mogło się stać? Dyrektor znowu zadzwoni do Rydel, a ona znowu na mnie nawrzeszczy?
Mówi się trudno.
- Ashton organizuje jutro wieczorem imprezę, idziemy? - spytał Louis, przeglądając telefon.
- Impreza u Ashtona, może być nieźle. - odparłem, wzruszając ramionami.
Objąłem Mię ramieniem i wstąpiliśmy w trójkę do baru, na końcu ulicy.
Mia poszła grać na automatach, a ja z Louisem siedliśmy przy barze.
- Stary, Mia totalnie się w tobie durzy. - powiedział, gdy barman postawił przed nami dwa kufle piwa.
- I w czym problem?
- Przecież ty jej nie kochasz. - oznajmił.
- Wciąż nie wiem, do czego zmierzasz...
- Nie uważasz, że nie zasługuje na to, żebyś ją zdradzał z pierwszą lepszą?
- Słuchaj, stary. Mia jest już duża dziewczynką. Jeśli uzna, że na nią nie zasługuję, to odejdzie.
- Nie będziesz jej wtedy zatrzymywał?
Zaśmiałem się. Kochany, rozpieszczony Louis. Znał mnie od szóstej klasy, a mimo to, wciąż mnie nie znał.
- Nie dbam ani o nią, ani o żadną inną. - oznajmiłem, wypijając łyk piwa.
- To twoje motto? - spytał z lekkim wyrzutem.
- Nie, moje motto to ,,Jak nie ta, to będzie następna" nie ma co się spinać, Lou.
Piwo było zimne i mocne, dokładnie takie, jakie lubię.

*Laura*

Spojrzałam w lustro.
Wyglądałam znośnie.
Spięłam włosy w kucyka i zabrałam z blatu klucze.
- Idziesz gdzieś? - spytała Vanessa, schodząc na dół.
- Tak, przejść się, chcę zobaczyć okolicę.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała.
- Nie ma potrzeby, dam sobie radę. Ty lepiej wyczekuj na telefon od naszego gorącego sąsiada. - zaśmiałam się.
Nessa wyglądała na lekko oburzoną, lecz również się zaśmiała.
- Śmiej się, ale on naprawdę jest boski. - odparła ze śmiechem, siadając przed telewizorem.
- Skoro tak uważasz. - odparłam, otwierając drzwi. - Będę późno, nie czekaj z kolacją.
Wyszłam z domu i idąc ulicą w stronę centrum, sprawdziłam telefon. Była godzina dwudziesta, zero wiadomości, zero połączeń. Kto by się spodziewał. Wrzuciłam telefon do plecaka i ruszyłam przed siebie.

*Ross*

Siedzieliśmy, przy stoliku, w barze, razem z Ashtonem i Louisem.
Chłopaki dyskutowali o wczorajszym meczu, a ja, wyjątkowo siedziałem cicho. Wszyscy wiedzieli, że kocham być w centrum uwagi, ale nie tym razem.
Myślałem o tym, co mówił Louis. Ale wciąż nie zmieniłem zdania. Nie przejmuję się tym co ludzie mówią, taki już jestem. Mia od początku wiedziała, że nie jest jedyną laską w moim życiu, a mimo to chciała ,,ze mną być", cokolwiek to znaczyło. W sumie, odkąd zaczęliśmy być "parą" niewiele się zmieniło.
Wciąż spotykaliśmy się w trójkę, z Louisem. Tylko co jakiś czas, ona przychodziła do mnie do domu i zostawała na noc. Nic wielkiego.
Przetarłem oczy. Dochodziła dziesiąta, czyli piliśmy z Louisem od paru dobrych godzin.
Najchętniej poszedłbym spać, ale nie miałem ochoty wracać do domu, gdzie prawdopodobnie dostałbym opieprz od Ryd.
- Impreza będzie od dziewiątej, zapraszam najlepsze laski ze szkoły. W tym tą nową. - powiedział Ash.
- Nową? - zainteresowałem się.
- Nie widziałeś jej dziś w szkole?
Prychnąłem. Tym właśnie Ashton różnił się ode mnie i Louisa. My olewaliśmy szkołę i imprezowaliśmy całymi dniami. On był grzeczny i nie opuszczał ani jednego dnia, żeby rodzice nie odcięli mu pokaźnego kieszonkowego. Dopiero wieczorami stawał się jednym z nas.
- Chodzi z nami do klasy, niezła laska.
- Ta niezła nowa laska ma jakieś imię? -spytałem.
- Marano. Laura Marano.

 ------------------

A oto rozdział drugi! Mamy nadzieję, że nowy blog przypadnie wam do gustu i będziecie się często udzielać :)

- Gabi



niedziela, 24 stycznia 2016

R1 ,,Nowe życie"

*Laura*

Altern Low High School nie była ani trochę podobna do mojej szkoły w Londynie.
Tamta była bardzo stara, z cegły, bardziej przypominająca Hogwart niż zwykłe liceum.
Ta była nowoczesna i bardzo dobrze wyposażona, co stwierdziłam po boiskach do siatkówki, koszykówki, tenisa i wielkiego boiska do - a jakże by inaczej - futbolu amerykańskiego, z wielkimi trybunami.
Vanessa zatrzymała samochód, niedaleko wejścia.
- Dasz sobie radę ?
Uśmiechnęłam się do niej niepewnie.
- Nie wierzysz we mnie ? - odpowiedziałam pytaniem, po czym wysiadłam z samochodu i podążyłam w stronę wejścia.
Spokojnie, Laura...
Do dyrektora, a potem to już z górki...
Idąc korytarzami nowej szkoły czułam mieszankę przerażenia i ekscytacji.
Wszystkie ściany były w kolorach czarno-biało-czerwonych.
Na podłodze co jakiś czas pojawiał się symbol szkoły - czerwony byk, z czarnymi elementami na białym tle.
Po obu stronach znajdowały się na zmianę: niedługie ciągi szafek oraz drzwi do sal.
Szybko znalazłam pokój dyrektora.
W pomieszczeniu stała kanapa, oraz biurko, za którym siedziała kobieta w średnim wieku, pisząc coś na komputerze.
- Dzień dobry, jestem Laura. - przedstawiłam się kobiecie. - Jestem nowa i dyrektor Adams miał mnie przyjąć.
Kobieta podniosła na mnie wzrok, uśmiechnęła się i sprawdziła coś w kalendarzu.
- Ach, tak ! - zaśmiała się. - Laura Marano. Dyrektor jest aktualnie zajęty, ale usiądź, za chwilę cię poprosi.
Podziękowałam i usiadłam na kanapie, zgodnie z zaleceniem.
Po chwili doszły mnie krzyki jakiegoś mężczyzny, dochodzące zza drzwi:
- Dość, Lynch ! Miarka się przebrała ! Dzwonię to twoich rodziców !
Sekretarka spojrzała na mnie potulnie, jakby chciała mi zasugerować, że dla niej to nic nowego.
- Omijasz połowę lekcji, a na resztę albo się spóźniasz, albo na nich śpisz !
Dyrektor krzyczał tak jeszcze przez parę minut, po czym drzwi się otworzyły.
Stanął w nich, wysoki mężczyzna, na oko 35 letni, w garniturze i czerwonym krawacie.
- To tyle ? - dobiegł mnie męski głos ze środka.
Ciekawiło mnie kim jest ów chłopak, który wywołam u dyrektora taki gniew.
- Wyjdź, Lynch. Wyjdź, bo stracę nerwy. - warknął dyrektor.
Wtedy z gabinetu wyszedł wysoki, brązowooki blondyn.Miał na sobie biały podkoszulek ciemne jeansy i równie ciemną skórzaną kurtkę.
Ja się tam na tym nie znam, ale postawię 10 dolarów, że pod kurtką chował przynajmniej 1 tatuaż.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął się przelotnie, po czym szarmancko wyszedł.
Już wtedy wiedziałam, ze skądś go znam. Gdzieś już widziałam ten arogancki uśmieszek i blond grzywkę.
Nie miałam jednak czasu o tym myśleć, bo dyrektor mnie poprosił.

*Ross*

Idioci.
Myślą, że raz w tygodniu pogadam sobie z dyrem i od razu się zmienię ?
No błagam...
Jak zawsze, zamiast na lekcję, skierowałem się na tyły szkoły, gdzie, jak zawsze czekała na mnie moja paczka.
Lou rzucał sobie do kosza, a Mia siedziała na schodach, prowadzących na boisko do siatkówki.
- No nareszcie ! - krzyknęła na mój widok.
- Co tak długo, stary ? - zapytał Louis, podchodząc do mnie.
Skleiliśmy piątkę, po czym ja podszedłem do Mii, a on stanął na przeciw nas.
- Kolejna wizyta u dyra ?
Nachyliłem się i cmoknąłem przelotnie moją dziewczynę.
- No przecież. - odparłem.
- Znowu ta sama gadka ? - spytała Mia, podając mi dymiącego papierosa.
- Ta, że wagary są złe, że do niczego przez to w życiu nie dojdę i że zadzwoni do moich starych... - zaśmiałem się. - Nie no, poważnie.... Mógłby w końcu wymyślić coś nowego.

*Narrator*

Podczas gdy Laura siedziała w szkole, Vanessa chodziła po okolicy, w której mieszkały i przedstawiała się nowym sąsiadom.
Ostatnim domem, który pozostał jej do odwiedzenia był dom na końcu ulicy, opatrzony numerem 21 i nazwiskiem Lynch.
Vanessa zapukała, a czekając, poprawiła włosy. W Nowym Yorku mieszkała w wysokim wieżowcu i praktycznie nie znała swoich sąsiadów, więc pomyślała, że, skoro teraz przeprowadziła się do domu w miłej okolicy, warto by było poznać sąsiadów. Do tej pory jednak nie poznała nikogo w swoim wieku, tylko same rodziny z małymi dziećmi, lub starsze małżeństwa.
Gdy tak o tym rozmyślała, drzwi się otworzyły, a w progu stanął wysoki blondyn, w samych bokserkach.
Vanessę bardzo rozśmieszył ten widok i z trudem panowała nad śmiechem.
Chłopak chyba też lekko się zażenował, bo momentalnie ściągnął z wieszaka w przedpokoju bluzę i narzucił ją na goły tors.
- Hej, jestem Vanessa. Dopiero co przeprowadziłyśmy się z siostrą, do domu niedaleko, numer 14 i pomyślałam, że poznam nowych sąsiadów. - powiedziała tą, jakże dobrze wyćwiczoną formułkę.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Świetny pomysł. Jestem Riker. - odparł miło chłopak.
- Przyniosłam też kawałek ciasta, jabłecznik. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Jeśli masz chwilę, to może wejdziesz, moglibyśmy go zjeść, na przykład przy kawie? Poznałabyś moje rodzeństwo. - zaproponował.
Dziewczyna zawahała się. Chłopak był przystojny i uprzejmy. A ona była w tym mieście od trzech dni!
- Jasne, z chęcią.

*Laura*

Dyrektor przyjął mnie bardzo ciepło, z góry przepraszając za tamtego chłopaka.
- A więc Laura, jesteś znakomitą uczennicą. W poprzedniej szkole miałaś same piątki i szóstki. Nie rozumiem więc skąd przeprowadzka? - spytał dyrektor, przeglądając moje papiery.
Naciągnęłam rękawy bluzki na nadgarstki, po czym spojrzałam na mężczyznę.
- Sprawy osobiste. - powiedziałam krótko, uśmiechając się.
- Jasne, rozumiem. W każdym razie z takimi wynikami możesz spokojnie powalczyć o stypendium na drugi semestr. - odparł mężczyzna.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Prawda, w tej chwili powinnam skupić się na nauce.
- Widziałem również, że aplikowałaś do kółka artystycznego i do zespołu cheleederek.
- Tak, chciałabym spróbować.
- I świetnie! - zaśmiał się dyrektor. - W takim razie zaprowadzę cię do twojej nowej klasy.
Mężczyzna poprowadził mnie korytarzem, na drugie piętro, gdzie znajdowała się klasa 43, w której miała właśnie lekcję moja nowa klasa.
Dyrektor zapukał, a ja wzięłam głęboki oddech. Czas zacząć nowe życie.

----------

Wiemy, że długo nic nie było, ale teraz wracamy i mamy nadzieję, że wam się spodoba ;)
Dajcie znać, co sądzicie, w komentarzach.

- Zakochana