czwartek, 9 lutego 2017

R3 "Nie wierzysz we mnie?"

*Ross*

- Świetnie.Może uda mi się ją wyrwać. - uśmiechnąłem się.
Louis przewrócił oczami, nienawidził, kiedy zaklepywałem w ten sposób dziewczyny.
- Ale jaja. - zaśmiał się Ashton. - To ona!
Obaj podążyliśmy za jego spojrzeniem. Przed lokalem stała niewysoka dziewczyna, brunetka, i rozmawiała przez telefon. Nie była jakiegoś konkretnego typu urody. Miała kasztanowe włosy, rozjaśnione na końcach, była szczupła i zgrabna. Osobiście wolałem blondynki, ale ona była niczego sobie.
- Zdecydowanie będzie moja. - skwitowałem.
- Nie łudź się nawet, Ross. Nie wygląda na taką łatwą. - mruknął Louis.
- Nie wierzysz we mnie? - uniosłem pytająco brew.
- Nie ma takiej opcji, stary. - powiedział Louis, zaciągając się kolejnym szlugiem. - Takie laski trzymają się z daleka od facetów, takich jak my.
- Prawo natury. - dodał Ashton, dopijając trzecie piwo.
- Dla mnie nie ma rzeczy, niemożliwych. - powiedziałem, nie spuszczając wzroku z brunetki.
- Stary, w co ty brniesz? Ona w życiu ci nie ulegnie. - bąknął Ash, zamawiając przy okazji wishky.
- Rozumiem, że to wyzwanie. - nachyliłem się nad stołem i zaplotłem dłonie na blacie. - Ile warte?
Przez chwilę panowie milczeli, po czym Ashton oblizał dolną wargę i uderzył pięścią w stół:
- Stawiam 200 dolarów.
Ponownie uniosłem brew.
-Coś mało, to jedna trzecia twojego tygodniowego kieszonkowego.
Ashton posłał mi mordercze spojrzenie.
- Ja dokładam 300. - powiedział Louis, gasząc papierosa w popielniczce. - Ale musimy ustalić pewne zasady.
- Jestem otwarty na propozycje. - odparłem, nie spuszczając wzroku z bruneta.
Nie chciał tego zakładu. Byłem pewien, że ta panna mu się spodobała, co sprawiało, że jeszcze bardziej nie mogłem się doczekać, by ją wyrwać.
- Masz miesiąc.
- I tak będzie moja wcześniej.
- Ma ci jeść z ręki....
- Jak każda inna. - zaśmiałem się.
- Ale jeśli ci się nie uda... oddajesz nam po 500 dolarów na głowę. - przemówił tym razem Ashton.
Parsknąłem śmiechem.
- Stawiasz 200, a jeśli zawiodę ty otrzymujesz 500? - zakpiłem. - To chyba nie zbyt sprawiedliwy układ.
- Skoro jesteś tak bardzo pewny swego, co ci szkodzi? - spytał brunet, uśmiechając się wrednie.
Bezczelny gnojek.
Wyciągnąłem dłoń.
- Interesy z wami to czysta przyjemność.

*Laura*

Miami wydało mi się o wiele przyjemniejszym miejscem niż zatłoczony Nowy Jork.
W centrum, gdzie aktualnie byłam, jest wiele sklepów i barów.
Jest też kino, kręgielnia i niewielki lunapark, czyli jest wiele miejsc do spotkań za znajomymi.
Wszystko świetnie, tylko, że na ten moment nie miałam żadnych znajomych.
Ludzie w klasie wydawali się mili, ale miałam przeczucie, że z nikim się jakoś specjalnie nie zaprzyjaźnię.
Postanowiłam wstąpić do kawiarni, w pobliżu kina, bo przypomniałam sobie, że nie jadłam nic od śniadania i zrobiłam się odrobinę głodna. Usiadłam na wysokim krześle, przy ladzie i spojrzałam w menu.
- Co mogę ci podać?
Spojrzałam w górę i napotkałam spojrzenie jednej ze sprzedawczyń, wysokiej dziewczyny, o rudych włosach i miłym uśmiechu, ubranej w firmowy sweterek.
- Mrożoną kawę ze śmietanką... i rogala z dżemem.
- Jasne.. jeśli mogę... - nachyliła się nad ladą i ściszyła głos do szeptu. - Rogale są z rana, więc niezbyt świeże. Za to mogę polecić jabłecznik. Pyszny, świeży, dopiero co z pieca.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny i przystałam na jabłecznik.
- Świetny wybór. - zapisała w zeszycie i udała się na zaplecze, po moje zamówienie.

*Vanessa*

Od kiedy Laura wyszła minęły już prawie dwie godziny, a ja się strasznie zamartwiałam.
W głowie miałam setki różnych scenariuszy... oczywiście wątpiłam, by leżała gdzieś w rowie, no cóż... martwa, bo za taki obrót spraw dostałabym nieźle po głowie od rodziców... co nie zmienia faktu, że się martwiłam. Co prawda Miami było o 10 razy bezpieczniejszym miastem niż NY, ale i tak nie podobało mi się, że moja mała siostra sama plącze się po mieście o takiej porze.
Prawie podskoczyłam gdy mój telefon zadzwonił.
Spojrzałam na ekran, ale był to jedynie SMS. Ale nie od Laury - od Rikera.
Przełknęłam głośno ślinę i odblokowałam telefon.

/Może miałybyście z siostrą ochotę na jakiś wypad w weekend? Może kręgle w sobotę?/

Uśmiechnęłam się sama do siebie, czytając tą wiadomość. Naprawdę mi zależało, żeby mieć w tym mieście jakichś przyjaciół, a ten cały Riker wydawał się miły i uprzejmy. Dlatego też nie myślałam długo nad odpowiedzią:

/Sobota? Idealnie! O 20 na kręgielni?/

Po dwóch minutach otrzymałam odpowiedź:

/Jasne, to jesteśmy umówieni ;)/

*Laura*

Podczas, gdy dziewczyna przygotowywała moje zamówienie, wyjęłam z kurtki telefon, ze zdziwieniem stwierdziłam, że dostałam wiadomość.
Od jakiegoś chłopaka ze szkoły. Ashtona.

/Impreza u mnie, sobota godzina 21, ulica McColma, siódmy dom od głównej ulicy/

Muszę przyznać, że zdziwiła mnie ta wiadomość. Co prawda przedstawił mi się dziś w szkole, nawet przytrzymał mi drzwi, gdy wybiegałam z budynku, śpiesząc się na autobus, ale nie wiedziałam, że chłopak zapamiętał to na tyle, by zaprosić mnie na imprezę.
Szybko sprawdziłam jego profil i bez trudu stwierdziłam, że musi być niesamowicie popularny.
Miał pełno zdjęć z przyjaciółmi i znajomymi, których mijałam rano na korytarzu.
Dodałam dwa do dwóch i doszłam do wniosku, że pojawienie się na imprezie kogoś tak lubianego jak on, mogłoby pomóc mi znaleźć paru znajomych.
- Widzę, że zostałaś zaproszona na imprezę do Ashtona. - usłyszałam głos dziewczyny, która postawiła przede mną ciastko i kawę, uprzednio rzucając okiem na ekran mojego telefonu.
- Tak.. tak mi się wydaje. - odparłam.
- Nieźle jak na nową. Bo jesteś tutaj nowa, prawda?
- Ja... Tak, wprowadziłyśmy się z siostrą niedaleko, parę dni temu... Skąd znasz Ashtona?
- Oj, tutaj wszyscy go znają. - zaśmiała się. - Jest dość znany i lubiany. Ale nikt nie zna go tak dobrze jak ja.
- O... Jesteś jego dziewczyną? - spytałam, biorąc łyka kawy.
- Broń Boże! - zaśmiała się, po czym wyciągnęła ku mnie dłoń. - Jestem Rose, jego przyrodnia siostra.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się, lekko zażenowana. - Laura.
- Chodzisz do Altern?
- Tak, przedostatnia klasa.
- Nieźle, ja maturalna.- uśmiechnęła się, odrzucając do tyłu rude włosy. - Wydajesz się miła, dlatego słuchaj... potrzebujesz może kogoś kto by cię wprowadził w życie szkoły, czy ogólnie w to miasto? Bo z tego co mi się zdaje, nie jesteś stąd, prawda?
- Mieszkałam w Nowym Jorku...
- No właśnie. Więc pewnie przyda ci się pomocna duszyczka, która wyjaśni ci co i jak?
- Tak, byłoby miło.
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie.
- Super. W takim razie znajdę cię jutro w szkole, oki?
Pokiwałam powoli głową.
- To jesteśmy umówione.
Posyłając mi ostatni uśmiech, poszła obsłużyć dwójkę chłopaków, którzy przed chwilą weszli do kawiarni.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Naprawdę zakolegowałam się przed chwilą z dziewczyną ze szkoły.
Niby nic wielkiego, ale jak dla takiej aspołecznej osoby jak ja to i tak wiele.
W spokoju dokończyłam mrożoną kawę i zjadłam jabłecznik - dziewczyna miała rację, był przepyszny - po czym opuściłam kawiarnię, żegnając się uprzednio z moją nową koleżanką.
Następnie, spacerując główną drogą, w stronę domu, zatrzymałam się na chwilę na plaży, patrząc jak fale obijają brzeg w świetle księżyca.
Może życie tutaj nie będzie takie złe...

--------------------------------

Witamy po bardzo dłuuugiej przerwie.
Wracamy z nowymi pomysłami i nową energią do pracy!
Mamy nadzieję, że wam się spodoba, komentujcie!

- autorki

poniedziałek, 25 stycznia 2016

R2 "Wiesz jak to się ostatnio skończyło"

*Laura*

- Nessa, jestem! - krzyknęłam, rzucając klucze do miski w kuchni. - Nessa!
Zaczęłam chodzić po domu i szukać mojej Van. Ale nie było jej ani u siebie, ani u mnie.
Westchnęłam, opadając na łóżko. Gdzie ta Van mogła się podziewać? Byłyśmy w nowym mieście, od jakichś paru dni, a ona nie miała tu znajomych, więc gdzie mogła być?
Przewróciłam się na brzuch i wyciągnęłam spod łóżka srebrnego laptopa.
Otworzyłam go i wstukałam hasło.
Po wejściu do Internetu, wyskoczyło mi parę zaproszeń do znajomych, od osób z nowej klasy.
Większość z nich była w porządku. 5 chłopaków i 7 dziewczyn nie tworzyło wielkiej klasy, ale było dobrze.
Szybko zaakceptowałam wszystkie zaproszenia i zamknęłam komputer.
Moim jedynym planem na nowy rok szkolny było wtapianie się w tło. Nie było sensu się wybijać, skoro miał to być tylko rok.
Nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki, którą położyłam na krześle i odebrałam.
- Halo?
- Hej, Laura. Jak tam pierwszy dzień w szkole? - odezwał się po drugiej stronie jej ciepły, opiekuńczy głos.
- Cześć, mamo. Było dobrze. - odparłam powoli.
- Tak? Jesteś zadowolona?
- Jeszcze nie wiem. To był tylko jeden dzień.
- Jasne, skarbie, rozumiem. Dałabyś mi Nessę? Chciałabym z nią o czymś porozmawiać.
- Niestety, ale Vanessy nie ma.- odparłam.
- Jak to: nie ma? Przecież miała....
- Miała mnie pilnować. Tak wiem. Ale wyszła, a mnie się nic nie dzieje. - powiedziałam, przewracając oczami.
- No dobrze, dobrze... - mówiła spokojnie, lecz wiedziałam, że się denerwowała. - Zadzwonię jutro, dobrze córeńko?
- Jasne, nie ma sprawy. Kocham cię, pa.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na poduszkę. Nienawidziłam, kiedy matka tak reagowała. Tak, Van miała się mną zajmować, żebym znowu nie zrobiła czegoś głupiego. Ale bez przesady, nie potrzebuję nadzoru przez 24 godziny na dobę.

*Vanessa*

Zaśmiałam się, popijając kawę.
Riker był naprawdę zabawny, więc nawet nie zauważyłam, kiedy minęły dwie godziny.
- Już 12? - spytałam z niedowierzaniem, patrząc na telefon.
Miałam 2 nieodebrane połączenia od Laury i aż 5 od mamy.
Połknęłam głośno ślinę.
- Mogę cię na chwilę przeprosić? - spytałam.
- Jasne, doleję kawy. - odparł miło chłopak, biorąc nasze kubki ze stołu i idąc do kuchni.
Szybko zadzwoniłam do matki.
- Hej, co się stało?
- Dzwoniłam do Laury, jest sama w domu. Obiecałaś jej pilnować! - krzyknęła.
- Mamo, spokojnie. Lau jest jakieś pięć domów dalej, nic jej nie będzie.
- Chryste, Vanessa. Wiesz, jak to się ostatnio skończyło!
- Dobrze, mamo. Już wracam do domu, zajmę się nią. Pa. - wyłączyłam telefon i przeczesałam włosy.
- Riker. - poszłam do kuchni za chłopakiem. - Muszę już lecieć.
- Jasne, rozumiem, nic się nie dzieje. - odparł. - Szkoda tylko, że nie poznałaś mojej siostry, pewnie byście się polubiły.
- To spotkajmy się kiedyś wszyscy. - zaproponowałam.
- Świetny pomysł, daj mi swój numer, to się umówimy.
Uśmiechnęłam się. Podobał mi się pomysł spędzenia z nim więcej czasu.

*Ross*

Chodziliśmy z Louisem i Mią po mieście, bez celu.
Razem z chłopakiem powinniśmy być aktualnie na rozpoczęciu roku, ale jakoś nas nie ciągnęło.
Mia rzuciła szkołę, w dziewiątej klasie, więc ona nie miała tego problemu.
Ale co złego mogło się stać? Dyrektor znowu zadzwoni do Rydel, a ona znowu na mnie nawrzeszczy?
Mówi się trudno.
- Ashton organizuje jutro wieczorem imprezę, idziemy? - spytał Louis, przeglądając telefon.
- Impreza u Ashtona, może być nieźle. - odparłem, wzruszając ramionami.
Objąłem Mię ramieniem i wstąpiliśmy w trójkę do baru, na końcu ulicy.
Mia poszła grać na automatach, a ja z Louisem siedliśmy przy barze.
- Stary, Mia totalnie się w tobie durzy. - powiedział, gdy barman postawił przed nami dwa kufle piwa.
- I w czym problem?
- Przecież ty jej nie kochasz. - oznajmił.
- Wciąż nie wiem, do czego zmierzasz...
- Nie uważasz, że nie zasługuje na to, żebyś ją zdradzał z pierwszą lepszą?
- Słuchaj, stary. Mia jest już duża dziewczynką. Jeśli uzna, że na nią nie zasługuję, to odejdzie.
- Nie będziesz jej wtedy zatrzymywał?
Zaśmiałem się. Kochany, rozpieszczony Louis. Znał mnie od szóstej klasy, a mimo to, wciąż mnie nie znał.
- Nie dbam ani o nią, ani o żadną inną. - oznajmiłem, wypijając łyk piwa.
- To twoje motto? - spytał z lekkim wyrzutem.
- Nie, moje motto to ,,Jak nie ta, to będzie następna" nie ma co się spinać, Lou.
Piwo było zimne i mocne, dokładnie takie, jakie lubię.

*Laura*

Spojrzałam w lustro.
Wyglądałam znośnie.
Spięłam włosy w kucyka i zabrałam z blatu klucze.
- Idziesz gdzieś? - spytała Vanessa, schodząc na dół.
- Tak, przejść się, chcę zobaczyć okolicę.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała.
- Nie ma potrzeby, dam sobie radę. Ty lepiej wyczekuj na telefon od naszego gorącego sąsiada. - zaśmiałam się.
Nessa wyglądała na lekko oburzoną, lecz również się zaśmiała.
- Śmiej się, ale on naprawdę jest boski. - odparła ze śmiechem, siadając przed telewizorem.
- Skoro tak uważasz. - odparłam, otwierając drzwi. - Będę późno, nie czekaj z kolacją.
Wyszłam z domu i idąc ulicą w stronę centrum, sprawdziłam telefon. Była godzina dwudziesta, zero wiadomości, zero połączeń. Kto by się spodziewał. Wrzuciłam telefon do plecaka i ruszyłam przed siebie.

*Ross*

Siedzieliśmy, przy stoliku, w barze, razem z Ashtonem i Louisem.
Chłopaki dyskutowali o wczorajszym meczu, a ja, wyjątkowo siedziałem cicho. Wszyscy wiedzieli, że kocham być w centrum uwagi, ale nie tym razem.
Myślałem o tym, co mówił Louis. Ale wciąż nie zmieniłem zdania. Nie przejmuję się tym co ludzie mówią, taki już jestem. Mia od początku wiedziała, że nie jest jedyną laską w moim życiu, a mimo to chciała ,,ze mną być", cokolwiek to znaczyło. W sumie, odkąd zaczęliśmy być "parą" niewiele się zmieniło.
Wciąż spotykaliśmy się w trójkę, z Louisem. Tylko co jakiś czas, ona przychodziła do mnie do domu i zostawała na noc. Nic wielkiego.
Przetarłem oczy. Dochodziła dziesiąta, czyli piliśmy z Louisem od paru dobrych godzin.
Najchętniej poszedłbym spać, ale nie miałem ochoty wracać do domu, gdzie prawdopodobnie dostałbym opieprz od Ryd.
- Impreza będzie od dziewiątej, zapraszam najlepsze laski ze szkoły. W tym tą nową. - powiedział Ash.
- Nową? - zainteresowałem się.
- Nie widziałeś jej dziś w szkole?
Prychnąłem. Tym właśnie Ashton różnił się ode mnie i Louisa. My olewaliśmy szkołę i imprezowaliśmy całymi dniami. On był grzeczny i nie opuszczał ani jednego dnia, żeby rodzice nie odcięli mu pokaźnego kieszonkowego. Dopiero wieczorami stawał się jednym z nas.
- Chodzi z nami do klasy, niezła laska.
- Ta niezła nowa laska ma jakieś imię? -spytałem.
- Marano. Laura Marano.

 ------------------

A oto rozdział drugi! Mamy nadzieję, że nowy blog przypadnie wam do gustu i będziecie się często udzielać :)

- Gabi



niedziela, 24 stycznia 2016

R1 ,,Nowe życie"

*Laura*

Altern Low High School nie była ani trochę podobna do mojej szkoły w Londynie.
Tamta była bardzo stara, z cegły, bardziej przypominająca Hogwart niż zwykłe liceum.
Ta była nowoczesna i bardzo dobrze wyposażona, co stwierdziłam po boiskach do siatkówki, koszykówki, tenisa i wielkiego boiska do - a jakże by inaczej - futbolu amerykańskiego, z wielkimi trybunami.
Vanessa zatrzymała samochód, niedaleko wejścia.
- Dasz sobie radę ?
Uśmiechnęłam się do niej niepewnie.
- Nie wierzysz we mnie ? - odpowiedziałam pytaniem, po czym wysiadłam z samochodu i podążyłam w stronę wejścia.
Spokojnie, Laura...
Do dyrektora, a potem to już z górki...
Idąc korytarzami nowej szkoły czułam mieszankę przerażenia i ekscytacji.
Wszystkie ściany były w kolorach czarno-biało-czerwonych.
Na podłodze co jakiś czas pojawiał się symbol szkoły - czerwony byk, z czarnymi elementami na białym tle.
Po obu stronach znajdowały się na zmianę: niedługie ciągi szafek oraz drzwi do sal.
Szybko znalazłam pokój dyrektora.
W pomieszczeniu stała kanapa, oraz biurko, za którym siedziała kobieta w średnim wieku, pisząc coś na komputerze.
- Dzień dobry, jestem Laura. - przedstawiłam się kobiecie. - Jestem nowa i dyrektor Adams miał mnie przyjąć.
Kobieta podniosła na mnie wzrok, uśmiechnęła się i sprawdziła coś w kalendarzu.
- Ach, tak ! - zaśmiała się. - Laura Marano. Dyrektor jest aktualnie zajęty, ale usiądź, za chwilę cię poprosi.
Podziękowałam i usiadłam na kanapie, zgodnie z zaleceniem.
Po chwili doszły mnie krzyki jakiegoś mężczyzny, dochodzące zza drzwi:
- Dość, Lynch ! Miarka się przebrała ! Dzwonię to twoich rodziców !
Sekretarka spojrzała na mnie potulnie, jakby chciała mi zasugerować, że dla niej to nic nowego.
- Omijasz połowę lekcji, a na resztę albo się spóźniasz, albo na nich śpisz !
Dyrektor krzyczał tak jeszcze przez parę minut, po czym drzwi się otworzyły.
Stanął w nich, wysoki mężczyzna, na oko 35 letni, w garniturze i czerwonym krawacie.
- To tyle ? - dobiegł mnie męski głos ze środka.
Ciekawiło mnie kim jest ów chłopak, który wywołam u dyrektora taki gniew.
- Wyjdź, Lynch. Wyjdź, bo stracę nerwy. - warknął dyrektor.
Wtedy z gabinetu wyszedł wysoki, brązowooki blondyn.Miał na sobie biały podkoszulek ciemne jeansy i równie ciemną skórzaną kurtkę.
Ja się tam na tym nie znam, ale postawię 10 dolarów, że pod kurtką chował przynajmniej 1 tatuaż.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął się przelotnie, po czym szarmancko wyszedł.
Już wtedy wiedziałam, ze skądś go znam. Gdzieś już widziałam ten arogancki uśmieszek i blond grzywkę.
Nie miałam jednak czasu o tym myśleć, bo dyrektor mnie poprosił.

*Ross*

Idioci.
Myślą, że raz w tygodniu pogadam sobie z dyrem i od razu się zmienię ?
No błagam...
Jak zawsze, zamiast na lekcję, skierowałem się na tyły szkoły, gdzie, jak zawsze czekała na mnie moja paczka.
Lou rzucał sobie do kosza, a Mia siedziała na schodach, prowadzących na boisko do siatkówki.
- No nareszcie ! - krzyknęła na mój widok.
- Co tak długo, stary ? - zapytał Louis, podchodząc do mnie.
Skleiliśmy piątkę, po czym ja podszedłem do Mii, a on stanął na przeciw nas.
- Kolejna wizyta u dyra ?
Nachyliłem się i cmoknąłem przelotnie moją dziewczynę.
- No przecież. - odparłem.
- Znowu ta sama gadka ? - spytała Mia, podając mi dymiącego papierosa.
- Ta, że wagary są złe, że do niczego przez to w życiu nie dojdę i że zadzwoni do moich starych... - zaśmiałem się. - Nie no, poważnie.... Mógłby w końcu wymyślić coś nowego.

*Narrator*

Podczas gdy Laura siedziała w szkole, Vanessa chodziła po okolicy, w której mieszkały i przedstawiała się nowym sąsiadom.
Ostatnim domem, który pozostał jej do odwiedzenia był dom na końcu ulicy, opatrzony numerem 21 i nazwiskiem Lynch.
Vanessa zapukała, a czekając, poprawiła włosy. W Nowym Yorku mieszkała w wysokim wieżowcu i praktycznie nie znała swoich sąsiadów, więc pomyślała, że, skoro teraz przeprowadziła się do domu w miłej okolicy, warto by było poznać sąsiadów. Do tej pory jednak nie poznała nikogo w swoim wieku, tylko same rodziny z małymi dziećmi, lub starsze małżeństwa.
Gdy tak o tym rozmyślała, drzwi się otworzyły, a w progu stanął wysoki blondyn, w samych bokserkach.
Vanessę bardzo rozśmieszył ten widok i z trudem panowała nad śmiechem.
Chłopak chyba też lekko się zażenował, bo momentalnie ściągnął z wieszaka w przedpokoju bluzę i narzucił ją na goły tors.
- Hej, jestem Vanessa. Dopiero co przeprowadziłyśmy się z siostrą, do domu niedaleko, numer 14 i pomyślałam, że poznam nowych sąsiadów. - powiedziała tą, jakże dobrze wyćwiczoną formułkę.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Świetny pomysł. Jestem Riker. - odparł miło chłopak.
- Przyniosłam też kawałek ciasta, jabłecznik. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Jeśli masz chwilę, to może wejdziesz, moglibyśmy go zjeść, na przykład przy kawie? Poznałabyś moje rodzeństwo. - zaproponował.
Dziewczyna zawahała się. Chłopak był przystojny i uprzejmy. A ona była w tym mieście od trzech dni!
- Jasne, z chęcią.

*Laura*

Dyrektor przyjął mnie bardzo ciepło, z góry przepraszając za tamtego chłopaka.
- A więc Laura, jesteś znakomitą uczennicą. W poprzedniej szkole miałaś same piątki i szóstki. Nie rozumiem więc skąd przeprowadzka? - spytał dyrektor, przeglądając moje papiery.
Naciągnęłam rękawy bluzki na nadgarstki, po czym spojrzałam na mężczyznę.
- Sprawy osobiste. - powiedziałam krótko, uśmiechając się.
- Jasne, rozumiem. W każdym razie z takimi wynikami możesz spokojnie powalczyć o stypendium na drugi semestr. - odparł mężczyzna.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Prawda, w tej chwili powinnam skupić się na nauce.
- Widziałem również, że aplikowałaś do kółka artystycznego i do zespołu cheleederek.
- Tak, chciałabym spróbować.
- I świetnie! - zaśmiał się dyrektor. - W takim razie zaprowadzę cię do twojej nowej klasy.
Mężczyzna poprowadził mnie korytarzem, na drugie piętro, gdzie znajdowała się klasa 43, w której miała właśnie lekcję moja nowa klasa.
Dyrektor zapukał, a ja wzięłam głęboki oddech. Czas zacząć nowe życie.

----------

Wiemy, że długo nic nie było, ale teraz wracamy i mamy nadzieję, że wam się spodoba ;)
Dajcie znać, co sądzicie, w komentarzach.

- Zakochana

piątek, 28 sierpnia 2015

Prolog

*Laura*

Znacie te typy chłopaków?
Aroganckie dupki, które mają bogatych rodziców? I uważają, że wszystko im wolno?
Tak, zazwyczaj zdarza się również, że owi chłopcy są bardzo przystojni, co tylko potęguje w nich uczucie, że są ważniejsi od innych.
Znałam w swoim życiu paru takich wyrzutków. Jeden z nich był nawet moim chłopakiem...
Myślałam, że tak było tylko w Nowym Yorku, a po przeprowadzce do Miami będzie lepiej.
Nic bardziej mylnego...
Postanowiłam trzymać się z dala od tutejszego niegrzecznego chłopca. Nie udało mi się...
Ale zacznijmy od początku.

Jestem Laura. Mam 18 lat i wychowałam się w Nowym Yorku. Dosłownie dwa dni temu wprowadziłyśmy się z siostrą do naszego nowego domu w Miami.
Nasi rodzice w połowie przeprowadzki dostali ważny telefon, że muszą niezwłocznie udać się do Europy na jakieś cholernie ważne spotkanie.
Zazwyczaj gdy wyjeżdżali, bywało tak, że nie wracali przez najbliższe 2, 3 miesiące...
Tak, cudownie.
Na szczęście mam jeszcze moją Vanessę.
Van jest moją starszą siostrą. Jest starsza o 5 lat, wysoka i niesamowicie piękna. Ma długie ciemne włosy, brązowe oczy i zabójczy uśmiech.
Ona mówi, że nie dorównuje mi urodą, ale obie wiemy, że kłamie.
Wracając jednak do tematu...
Miami było świetne. Padało tam nieco ponad 70 dni w roku, tak to zawsze słońce.
I nasz dom! Oh, tak, on jest boski! Duży, nowoczesny i jedynie 10 minut do plaży.
Wszystko genialnie, gdyby nie sąsiedzi... Już przy pierwszym spotkaniu, wiedziałam, że będą problemy.
A konkretnie jeden problem, imieniem Ross Lynch

---------------
Taki tam wstęp na początek! Witamy!

- Kicia

wtorek, 4 sierpnia 2015

Fabuła

Rossa Lyncha, przystojnego chłopaka z Miami, opisują trzy słowa: alkohol, tatuaże i brak uczuć.
Za takiego wszyscy go mają: za wyuzdanego łajdaka, bez krzty honoru.
A przecież jego rodzina to jedna z najbardziej szanowanych rodzin w okolicy.
Rodzice - oboje lekarze, chirurdzy, jeżdżą po kraju, pomagając ludziom, czasem zaglądając do dzieci, pozostawionych w domu.
Nadzór nad całą piątką (a właściwie szóstką, wliczając, chłopaka z sąsiedztwa, przyjaciela rodziny), sprawuje najstarsza córka Lynchów, Rydel.
Dziewczyna świetnie radziła sobie z opieką nad leniwymi, lecz spontanicznymi braćmi.
Do czasu, gdy Ross się zmienił. Nie o poznania.
Ale o to, może pojawia się szansa, na zmiany.
Niedaleko obok wyżej wymienionego rodzeństwa, wprowadza się rodzina - małżeństwo Marano, pracujące całymi dobami, często w delegacjach, wraz z dwoma córkami - Vanessą i Laurą.
Ross może kłamać ile chce, ale od razu widać, że młodsza dziewczyna, ta w jego wieku, wpadła mu w oko.
Po pewnym czasie, on również nie pozostaje jej obojętny.
Ale oboje są tak różni.
Gdy poznają się bliżej, wszystko się komplikuje - on chce poderwać ją jak setki innych, ale ona dopiero co rozstała się z chłopakiem i nie jest taka łatwa.
Czy chłopak odpuści ? A może uczucie okaże się silniejsze i ulegnie pokusie ?
A ona ? Czy pozwoli zbliżyć się do siebie takiemu niebezpiecznemu draniowi ?

niedziela, 5 lipca 2015

Bohaterowie

Laura Marano , 18 lat





Ross Lynch, 19 lat

 

Vanessa Marano, 23 lata



Riker Lynch, 24 lata

 

Rydel Lynch, 22 lata

 

Rocky Lynch, 21 lat
 

Ryland Lynch, 16 lat 



Mia Anderson, 20 lat






Ashton Irwin, 19 lat

 Znalezione obrazy dla zapytania ashton irwin




Louis Hamett, 20 lat






Rose Irwin, 19 lat
Znalezione obrazy dla zapytania ginger girl


Witaj świecie !

Hejka :)
Więc, jest to nasz drugi blog, pierwszy wciąż trwa, ale mamy nowe pomysły i chciałyśmy zacząć od nowa :>
Oczywiście, polecamy nasz pierwszy blog: raura-love-story-i.blogspot.com
To opowiadanie będzie trochę inne, a to za sprawą nowych postaci, zmienionej fabuły oraz naszej nowej autorki - Mileny, która będzie pisać pod pseudonimem - LynchGirl.
A więc jesteśmy trzy: Zakochana, Kicia i LynchGirl.
Mamy nadzieję, że blog się spodoba :)

- autorki